Czy ktoś wierzy, czy nie wierzy, mieszka w lesie grupka jeży.
Są wesołe, żyją stadnie, jedzą w sumie co popadnie:
myszki, ziarna i chrabąszcze i owoce albo chrząszcze
oraz mnóstwo smakołyków, których w lesie jest bez liku.
Dzień spędzają na zabawach, buszowaniu w leśnych trawach,
na jedzeniu, czasem spaniu no i też leniuchowaniu.
I tak wkoło wiosna, lato, później jesień, zimą za to
jeże w sen nam zapadają. Już nie skaczą, nie biegają
tylko mocno bardzo zasną, leżąc obok siebie ciasno.
Teraz spójrzmy w bliższej mierze, co tam porabiają jeże.
W lesie jesień zawitała więc gromada nasza cała,
poruszona niesłychanie, idzie właśnie na zebranie –
tam, gdzie bardzo stara sosna w środek lasu krzywo wrosła.
Jeże przy korzeniach stają, pupy ostre usadzają
i czekają aż wódz wstanie i rozpocznie już zebranie.
W końcu jeż najstarszy w grupie staje na igliwia kupie,
odchrząknąwszy daje znak i zaczyna mówić tak:
„Witam wszystkich, stado całe, jeże starsze i te małe.
Jak co roku na jesieni, kiedy wokół brak zieleni
a las złote liście strąca, jest potrzeba ta gorąca,
by przed zimą się naradzić, skąd zapasy nagromadzić.
Może ktoś tu z tej gromady ma pomysły lub przykłady,
jak tu szybko i bezpiecznie a zarazem też skutecznie
zdobyć pokarm w sposób prosty, by wystarczył nam do wiosny.”
Jeże się po uszach drapią,to za kaszlu, to zasapią
i co rusz do którejś głowy wpada pomysł całkiem nowy:
„Można pójść do ludzkiej wioski” – rzecze któryś jeż beztroski –
„tam na pewno są zapasy,co wystarczą na złe czasy”.
„Głupi jesteś” – drugi gada -„we wsi mieszka psów gromada.
Jak na plecach z zapasami będziesz zmykał w las przed psami?”
Pierwszy na to wnet odpowie: „W dzień pójdziemy tam panowie,
wszak psy drzemią smacznie sobie no a ludzie w polu, w pracy
więc jedzenie jak na tacy”.
„Psy to może śpią i smacznie ale jak kot wąchać zacznie,
nim obejrzysz się przez ramię kot Cię złapie na śniadanie ” –
tak się trzeci jeż buntuje, gdyż mu pomysł nie pasuje.
Propozycję swoją składa: „Pójdźmy do innego stada,
podkradnijmy im jedzenie, skończmy już to zgromadzenie”.
Na to jeż najstarszy srodze, wsparwszy się na jednej nodze
krzyczy: „my kraść nie będziemy, prędzej z głodu tu pomrzemy,
bo to nie przystoi jeżom, by coś kradły innym zwierzom.”
Któryś z końca jeż tak woła:”idźmy w lasy, bo tam zgoła
grzybów pewnie pełno rośnie, we mchach, świerkach i przy sośnie.
Może będą i owoce, na zimowe długie noce”.
W odpowiedzi chichot słychać:”Nie chce Panu nic wytykać
ale zbierać grzyby z lasu? – trzeba było iść zawczasu.
Jesień w zimę się już zmienia. Głupi pomysł bez wątpienia.”
Jeż oburzył się okrutnie: „Chcesz się spierać?” – pyta butnie.
„Nic nam sam nie proponujesz, tylko ciągle krytykujesz!”
I od słowa tak do słowa awantura już gotowa
i do walki prosto zmierza. Jeż za kolce ciągnie jeża.
Piszczą, krzyczą, głośno wrzeszczą, szarpią, biją i złowieszczą.
Siły jeże dużo mają, noc nadeszła, nie przestają.
Po niej dzień i noc znów kroczy – awantura wciąż się toczy.
Mija tydzień, miesiąc mija, kłótnia wcale nie przemija.
Głośno – niczym na ulicy. Nagle spokój. Nikt nie krzyczy.
W ciszy jeże zamierają, głowy podniesione mają.
A tu z nieba prosto w oczy, śnieg im sypie, kolce moczy.
Jeże z wolna się rozchodzą, w śniegu do nor swoich brodzą.
Któryś popadł w płacz żałosny: „będę głodny spał do wiosny”.
Wstyd pochyla jeżom głowy. I tu morał mam gotowy:
życie w zgodzie owocuje, zaś niezgoda Cię zrujnuje.