Pośpiech

Do lekarza Pośpiech przybiegł.

Ledwo przyszedł, zaraz wybiegł.
Wrócił. Usiadł, potem wstał,
bo niewiele czasu miał.
 
Pod pachami miał papiery,
telefonów chyba cztery,
dwa zegarki, laptop nowy
i kalendarz papierowy.
 
I powiedział bez wytchnienia, 
jakie w życiu ma zmartwienia:
że się czuje przemęczony,
sfrustrowany, wypalony,
 
że ambicja, zadań tyle,
kradnie czas na wolne chwile.
Zanim zrobi to, co trzeba
Księżyc mija już pół nieba.
 
Westchnął Pośpiech, usiąść chciał
lecz nie zdążył, bo znów wstał.
Lekarz na biedaka zerknął 
i pokazał mu lusterko.
 
Pośpiech spojrzał, szybko zbladł.
Usiadł. Wstał i znowu siadł.
Jęknął cicho z przerażenia,
widząc, że go prawie nie ma.
 
Lekarz rzekł mu w kilku słowach,
jak powinien przystopować:
znaleźć hobby, oddech ćwiczyć,
przestać upływ czasu liczyć. 
 
Pośpiech przejął się radami,
wraz z kilkoma oddechami,
bez wysiłku, bez grymasu,
został Panem swego czasu.